Europejski Trybunał Sprawiedliwości poucza Google o prawie do prywatności
We wtorek (13 kwietnia 2014) Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS) wydał niezwykle ważne orzeczenie w sprawie C‑131/12, dotyczące przetwarzania danych osobowych przez przeglądarkę internetową Google. Od tej pory internauci będą mogli zażądać usunięcia swojego nazwiska z sieci, jeżeli pojawia się ono w niepożądanym i zniekształcającym prawdę o danej osobie kontekście.
O co tu tak naprawdę chodzi?
Czy komuś z Was zdarzyło się, że zobaczył swoje imię i nazwisko w wynikach wyszukiwarki internetowej zestawione z informacjami, którymi wcale nie chcieliście dzielić się ze światem?
Taka przykra sytuacja przydarzyła się Panu Mario Costeja Gonzálezowi.
Przeciwko Hiszpanowi w 1998 roku toczyła się egzekucja komornicza z Nieruchomości w związku z nieopłaconymi rachunkami. Informacje o toczącej się egzekucji, zostały zamieszczone w gazecie (zgodnie z prawem), a następnie trafiły do Internetowego wydania gazety (także zgodnie z prawem).
Gdzie więc tkwi problem? Problem tkwi w tym, że postępowanie komornicze miało miejsce w roku 1998, a nazwisko Pana Mario Costeja Gonzáleza, pojawia się w wynikach wyszukiwarki Google… do dzisiaj. A przynajmniej widniało w nich w dniu pisania niniejszego artykułu.
Konkretnie chodzi o ten komunikat: http://hemeroteca.lavanguardia.com/preview/1998/01/19/pagina-23/33842001/pdf.html
Jeśli Pan Mario lub jego znajomi… albo ktokolwiek z nas wpisze jego imię i nazwisko do Google, to (przynajmniej na moim komputerze), powyższy artykuł znajdzie się na 8 pozycji.
Co wydarzyło się dalej?
Ambitny Hiszpan rzucił wyzwanie jednej z najpotężniejszych korporacji na świecie, domagając się tego, aby jego imię i nazwisko, zniknęło z wyników wyszukiwania.
A przynajmniej w kontekście feralnego komunikatu o egzekucji.
Z pomocą hiszpańskiego odpowiednika Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych – Agencii de Protección de Datos (AEPD), cała sprawa znalazła swój finał przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości.
Co orzekł ETS?
Orzeczenie ETSu jest dla wszystkich dużym zaskoczeniem.
W czerwcu 2013 roku, Niilo Jääskinen – Rzecznik Generalny Trybunału, wydał swoją opinię w tej sprawie. Opinia zawierała stanowisko, w którym Rzecznik twierdził, że:
- Google nie jest administratorem danych osobowych,
- Nie można nakazać wyszukiwarkom usuwania z listy wyników, legalnie zamieszczonych w Internecie treści,
Najczęściej treść opinii pokrywa się z sentencją późniejszego orzeczenia.
Tym razem stało się jednak inaczej. ETS orzekł, że:
- Google jednak jest administratorem danych osobowych,
- Każdy człowiek ma prawo do tego, aby domagać się usunięcia swoich danych osobowych z listy wyszukiwania, niezależnie od tego czy poniósł szkodę w związku z wyświetlaniem się jego danych osobowych.
Dlaczego to orzeczenie jest tak ważne?
Po pierwsze ważne jest to, że wyszukiwarki internetowe przetwarzają dane osobowe. Co więcej, ETS uznał je także za administratorów danych osobowych.
Do tej pory powyższe kwestie budziły dużo kontrowersji. Teraz mamy jasność.
Google powinien więc pozgłaszać odpowiednie bazy danych do GIODO, wyznaczyć Administratora Bezpieczeństwa Informacji i spełnić cały szereg innych wymogów, przewidzianych przez unijne przepisy w zakresie ochrony danych osobowych.
Po drugie, niezależnie od tego czy nasze dane osobowe znajdują się w Internecie legalnie czy nie – mamy zawsze prawo domagać się od operatora wyszukiwarki ich usunięcia z listy wyników wyszukiwania (prawo do bycia zapomnianym).
Tutaj jednak mały szkopuł. W sytuacji naszego hiszpańskiego bohatera – link w sposób ewidentny mógł powodować u niego nieprzyjemne odczucia. A co jeśli link obiektywnie w żaden sposób nie będzie dawał dysponentowi powodów do domagania się jego usunięcia? Ta kwestia nie została do końca jasno rozstrzygnięta przez trybunał.
Innymi słowy – nadal nie wiemy czy prawo do bycia zapomnianym może być całkowicie oderwane od okoliczności zamieszczenia danych w wynikach wyszukiwania.
Czy Google czeka teraz fala podobnych żądań, od osób domagających się ich usunięcia z listy wyników wyszukiwania?
Być może, że tak się stanie. Już teraz Google oferuje pewne mechanizmy. Dostępne są one tutaj: https://www.google.com/webmasters/tools/removals
Jeśli Google postanowi o dodaniu nowej zmodyfikowanej funkcjonalności na terenie Europy, to pojawi się kolejny przejaw dualizmu w podejściu do prawa do prywatności na terenie Europy i USA.
Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Facebooka, który wyłączył mechanizmy tagowania twarzy w Europie (więcej: https://natemat.pl/blogi/przemyslawzegarek/101989,dane-osobowe-czyli-jak-ozenic-dziki-zachod-usa-z-konserwatywnym-wschodem-ue).
Mamy więc do czynienia z bardzo ciekawym i postępującym procesem, w wyniku którego firmy z USA, zmieniają swoje procedury i zasady postępowania, na skutek orzecznictwa sądów europejskich. Nie bez znaczenia jest także presja społeczności europejskich, znacznie wyżej ceniących prawo do prywatności i bardziej go świadomych niż obywatele USA.
Mimo, że umowa o wolnym handlu między USA i UE nie została jeszcze podpisana, to rynek daje jednoznaczny sygnał, że gospodarka Europejska i Amerykańska są ze sobą coraz mocniej powiązane. Proces globalizacji postępuje. Szczególnie w sektorze IT i danych osobowych – jednolite regulacje prawne dla Europy i Stanów Zjednoczonych są coraz bardziej potrzebne. W szerszej perspektywie takie regulacje będą potrzebne… dla całego świata. Internet nie zna granic.
To w jaki sposób zostaną wytyczone granice dla dużych korporacji oraz jakie prawa będziemy mieli my – internauci, rozgrywa się tu i teraz. Porządek prawny jaki powstanie na terenie obszaru UE – USA najprawdopodobniej zostanie z niewielkimi modyfikacjami przyjęty przez resztę świata.
Artykuł autorstwa Przemysława Zegarka
Administratorem danych osobowych jest Lex Artist sp. z o.o., ul. Szańcowa 74/1, 01-458 Warszawa. Dane osobowe będą przetwarzane w celu umieszczenia i obsługi komentarza na blogu. Przysługują Panu/Pani następujące prawa: prawo dostępu do treści danych, prawo do sprostowania danych, prawo do usunięcia danych, prawo do ograniczenia przetwarzania danych, prawo do wniesienia sprzeciwu, prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego. Pełna treść klauzuli informacyjnej znajduje się tutaj.
Zanonimizowany ciąg znaków stworzony na podstawie Pani/Pana adresu email (tak zwany hash) może zostać przesłany do usługi Gravatar w celu sprawdzenia czy jej Pan/Pani używa. Polityka prywatności usługi Gravatar jest dostępna tutaj. Po zatwierdzeniu komentarza obrazek profilowy jest widoczny publicznie w kontekście twojego komentarza.